Aktualne szkolenia

Uwodzenie, podryw i podrywanie, szkolenia z NLS...

Marcin D

Skoro czytasz ten tekst, to znaczy, że wiesz już o Społeczności i chcesz wiedzieć więcej na ten temat. Pewnie ciekawy jesteś czy fakty, które znalazłeś o sztuce relacji z pięknymi kobietami są prawdziwe i czy naprawdę warto się tym zainteresować na poważnie. Być może zastanawiasz się teraz, gdzie jest haczyk i czy w ogóle można zmienić siebie, a co za tym idzie relacje z innymi ludźmi … a konkretnie z kobietami.

 
Cóż, nie mam zamiaru przedstawiać tu teorii, uzasadniać wyboru czy też wyprowadzać genezy tego zjawiska, jakim jest uwodzenie.

Chciałbym tylko opowiedzieć Ci kilka rzeczy o sobie, a właściwie o tym jak Akademia Uwodzenia i społeczność zmieniła mnie i moje życie. Nie jest to łatwe zadanie. Jak w kilku zdaniach opisać tak dużą zmianę w życiu?

 

Jestem Marcin.

To nie tak, że moi rodzice mieli taką fantazję. To mój pseudonim. Stałem się adeptem uwodzenia.

Zakładam, że nie czytałbyś tego tekstu, gdybyś nie miał pewnych problemów w relacjach z piękniejszą połową tego świata, lub jeśli nie chciałbyś podnieść je na wyższy poziom. Jeśli tak, to znaczy, że jesteś w punkcie, w którym ja znalazłem się rok temu. Stoisz teraz przed wyborem, z jakim borykałem się zanim zdecydowałem o dołączeniu do grupy ludzi próbujących zrobić coś ze swoim życiem. Bo to właśnie jest klucz, postanowienie zmiany. To jest właśnie moment, w którym powinieneś zadać sobie podstawowe pytanie: czy pragniesz zainteresowania kobiet? Chcesz być tzn. „duszą towarzystwa” ? Czy chcesz brać z życia wszystko to, co ma najlepszego do zaoferowania?

Żeby mieć pełny obraz i odpowiedź na pytanie „Jak wyglądało moje życie zanim usłyszałem o społeczności”, pozwól mi opowiedzieć moją historię.

 

 

Kim byłem?

Wyobraź sobie typowego informatyka. Przyznaj, już samo to określenie kojarzy się z rasowym odstraszaczem kobiet.

Jak to informatyk, spędza w pracy po 10-11 godzin, w towarzystwie … no właśnie, komputera. Po pracy wraca do domu i dla odmiany … zasiada do komputera. Nie to, żeby był monotematyczny, ma jeszcze kilka innych urządzeń umilających czas, w końcu żyjemy w XXI wieku. Poza tym, ma też inne zainteresowania: czyta książki, uczy się języków obcych a w wolnym czasie serfuje po necie. Kolejne jego hobby to jedzenie … nigdy nie przechodzi obojętnie obok lodówki, w rezultacie, czego systematycznie się zaokrągla.

 

To nie tak, że nie ma żadnego życia towarzyskiego. W końcu informatyk też człowiek J. Może trudno w to uwierzyć, ale od czasu do czasu udaje mu się umówić z dziewczyną … i to w realu (sic). Oczywiście tylko, jeśli ktoś ich sobie przedstawił i dodał, że ona może być nim zainteresowana. O uwodzeniu nie ma przecież żadnego pojęcia.

Jego związki z kobietami nigdy nie trwają długo. Tu należałoby zastanowić się nad zasadnością wykorzystania terminu „związek”, który z definicji oznacza coś więcej niż platoniczna, przelotna znajomość z kobietą. Niezbyt często i nader ciężko przychodzi mu zbieranie się na odwagę w sytuacjach, które wymagają, delikatnie rzecz ujmując, zdecydowania i pewności siebie. I te notoryczne obawy, „Co jeśli dostanie kosza?”. Wraca, więc do swojej bezpiecznej przystani, do domu i swojego komputera. Tak jest łatwiej.

 

W pewnym momencie zupełnie przez przypadek (część zupełnie innej historii) zaczyna dietę i chudnie. Widząc przypadkowy efekt pracuje nad sobą dalej i w niecałe 9 miesięcy zrzuca 24 kilogramy. Jest lepiej i emocjonalna więź z zawartością lodówki zaczyna powoli zanikać.

 

Jest troszeczkę śmielszy. Wychodzi z kumplami do klubów i barów i...  Nic. Jego koledzy „wyrywają” na potęgę, a on tylko patrzy i nie może się zebrać na odwagę. Bo co jej takiego powiedzieć? Jak zacząć? I zawsze ta sama wymówka: „to nie dla mnie”.

Ale na portalach randkowych nieźle sobie radzi. Poznanie i zaproszenie za pomocą Internetu dziewczyny na randkę nie zajmuje już miesięcy jak wcześniej, ale tygodnie czy nawet dni. Później tylko pierwsza, druga, trzecia,.... randka i kilka tygodni później lądują w łóżku. Czyż życie nie jest piękne??!!!

 

No może i jest. Może.... ale on szybko się angażuje i robi wszystko, czego one od niego chcą. Przynosi kwiaty, przeprasza, angażuje się. W zamian, one traktują go jak pieska, pocieszną zabawkę, która gdy się już znudzą, porzucają. A on zaczyna wszystko od początku:....pierwsza, druga, trzecia,.... randka i znowu kilka tygodni później lądują w łóżku. Życie znowu jest piękne!!! Czy naprawdę o to chodzi?

 

O społeczności słyszał od jakiegoś czasu, ale bardzo ogólne plotki. Kiedyś przeczytał artykuł
w jednej z gazet na temat Akademii Uwodzenia. Ale pomyślał sobie, że tego nie potrzebuje. Zresztą pewnie i tak nic to nie da. Przez Internet był w stanie umawiać się z kobietami i póki, co to mu wystarczało. Do czasu.

Przez przypadek trafia na informację o „Grze Straussa”. Już po przeczytaniu pierwszych kilku rozdziałów przypomina sobie o przeczytanym kiedyś artykule o kursach. Kilka kliknięć w necie, trafia na stronę Akademii Uwodzenia i....z wypiekami na twarzy czyta o tym, czego „Oni” tam uczą. Sprawdza terminarz. Zapisuje się na pierwszy wolny termin. Teraz trzeba tylko poczekać
3 tygodnie.

 

Tuż przed szkoleniem …

Andy przedstawia go swojej znajomej stylistce i razem wybierają się na zakupy, żeby zmienić przeciętnie wyglądające ciuchy w coś bardziej gustownego. Robią wspólnie wielkie zakupy, podczas których, dowiaduje się jak należy się ubierać.

W między czasie, stara się pracować nad zadaniami, które Andy dał mu przed szkoleniem. Są hardkorowe. Jedno gorsze od drugiego. Ale jest zdeterminowany i zdecydowany żeby się zmienić. Wybiera w końcu jedno. Zakłada jeden czerwony but, drugi czarny (jak zalecał Andy). „Hmm nie jest tak źle” myśli i zaczyna improwizować. Do czerwonego buta dodaje czarną skarpetkę, a do czarnego czerwoną. Jeszcze podwija nogawki, żeby wszystko było widać i wychodzi na miasto. Pierwsze chwile są dla niego tragiczne. Ma wrażenie, że wszyscy się na niego patrzą, jakby jego niecodzienny strój miał być wydarzeniem opisanym na pierwszych stronach prasy. Po chwili jednak uspokaja się i idzie dalej. Co więcej, czuje się na tyle wyluzowany, że improwizuje dalej. Idzie do galerii handlowej oddalonej o kilkanaście minut drogi i tam odwiedza każdy sklep z butami, pytając się o pastę do czerwonych butów.

Z każdą minutą wyzbywa się wstydu i ograniczających, ogólnie przyjętych konwenansów zachowań społecznych. Skoro może zrobić to, może znacznie więcej.

 

Wreszcie szkolenie......

 

Na pierwsze spotkanie z Andym pojawiam się z duszą na ramieniu. Z jednej strony ogromne nadzieje, że coś się uda zmienić. Z drugiej strony krótkie historie znalezione na stronie akademii traktujące o tym, co trzeba będzie robić, sprawiają, że chwilami robi mi się niedobrze ze zdenerwowania. Wiem, że czeka mnie dużo pracy, nie zdaję sobie jednak sprawy ile potu wyleję i ile stresu mnie to będzie kosztowało. Nie ma już odwrotu. Chcę iść naprzód. 

Siadamy w kawiarni i zaczynamy rozmawiać. Kelnerka obsługująca nas już po chwili od rozpoczęcia rozmowy z Andym śmieje się do rozpuku. Po raz pierwszy w życiu zauważam, co to jest prawdziwe IOI (wskaźniki zainteresowania), o których do tej pory czytałem tylko w książkach. Pamiętam jedno z pierwszych pytań, które słyszę od Andy’ego. Czy na pewno chcę to zrobić? „Kobiety będą do Ciebie dzwoniły i nie będziesz się mógł od nich opędzić” - mówi. „Czy na pewno jesteś na to przygotowany? 
Jak myślisz? Jaka była moja odpowiedź? Jaka była by Twoja odpowiedź? No pewnie, że jestem przygotowany i to jeszcze jak. Po tym pytaniu z jeszcze większą uwagą wsłuchuję się w każde jego słowo.

 

Pierwszego dnia nie podchodzimy do kobiet. Skupiamy się głównie na mojej historii. Kim jestem, kim chciałbym się stać i dlaczego? Jakie są moje cele i nadzieje związane z kursem?

Wcześniej musiałem przygotować kilka prawdziwych, ciekawych historii z mojego życia. Gdy je pisałem, wydawały się nudne i mało interesujące. Taka spuścizna po niebywale rozpustnym (sic) życiu, przeciętnego pracownika wielkiej korporacji. Normalnie sensacja goni sensację, jak
w filmach z 007, tyle, że nie ma pięknych kobiet J. Na szczęście wspólnie je „wygładziliśmy”. Nadal są prawdziwe, przestały być jednak nudne i patrząc na reakcje kobiet, które je słyszą stały się historiami budującymi DHV (jedno z wielu pojęć, które poznałem i poznam przez najbliższe kilka dni). Ta wiedza pomogła mi zmienić sposób opowiadania o sobie, tak, że moje historie brzmią bardziej ciekawie... i intrygująco:-).

 

Pierwszy dzień w centrum handlowym minął nam spokojnie, nie znaczy to, że nic nie robiliśmy. Oprócz pracy nad historyjkami ogromna porcja teorii. Pracujemy też nad moją postawą. Koniec z garbieniem się i zaplataniem rąk. Przychodzi też czas na naukę chodzenia (podobno chodzę jak pierdoła) i sposobu patrzenia na świat … innymi słowy „głowa do góry”.

Wiesz, co się dzieje, gdy chodząc przestajesz patrzeć na swoje buty, a zamiast tego podnosisz dumnie głowę i rozglądasz się? Nagle okazuje się, że wokół Ciebie jest więcej pięknych kobiet, które Cię widzą i uśmiechają się, jeśli Ty się do nich uśmiechniesz. Możesz mi wierzyć … a jeśli jeszcze nie wierzysz to wierz mi, że po kursie uwierzyszJ.

Około 18stej rozchodzimy się do domów. Mamy się spotkać koło 22 przed jednym z warszawskich klubów. Do tego czasu mam chwilę na odpoczynek...łatwo powiedzieć. Po kilku godzinach z Andym wiem, czego mogę się spodziewać po nadchodzącym wieczorze. Co będę musiał robić i z czym przyjdzie mi się zmierzyć. W tej sytuacji, trudno myśleć nawet o relaksie. Podenerwowany siedzę w domu i nerwowo przeglądam notatki z dnia, żeby zapamiętać jak najwięcej... pewnie się przyda:-).

 

Spotykamy się punktualnie pod klubem. Wchodzimy, siadamy i rozmawiamy. Ostatnie porcje teorii. Andy chyba widzi jak bardzo jestem roztrzęsiony, bo, ( mimo, że z zasady na szkoleniu się nie pije) zamawia dla mnie lekki alkohol – Margaritę. Na nic mocniejszego nie dostaję zgody. Wypijam, relaksuję się i po chwili serce znów zaczyna walić, przypominając o mającym za chwilę nadejść wyzwaniu. Dostaję pierwsze zadanie. Podejść do wskazanych dwóch dziewczyn, „otworzyć” ( czytaj: zagadać) i porozmawiać przez kilka minut (5 minimum).

Moje pierwsze takie podejście, serce wali, ale wstaję i idę. Podchodzę z uśmiechem i zaczynam rozmowę. Niesamowite! Nie zostałem zignorowany. Rozmawiamy przez umówiony czas, po czym odchodzę. Pierwsze zadanie zrealizowane. Teoretycznie nie było trudne, ale i tak jestem cały mokry, co potwierdza jedynie różnicę między teorią a praktyką.

 

Robimy kilka podobnych podejść. Robi się coraz łatwiej. Ani razu nie zostałem zignorowany. Co więcej, za każdym razem mój uśmiech jest odwzajemniany. Powoli zaczynam się rozkręcać, ale
i tak każde podejście wiąże się z dużym stresem. Za każdym razem Andy obserwuje całą sytuację z boku, wysłuchuje mojej relacji i na koniec krytykuje. Jest to jednak konstruktywna krytyka, po której widzę coraz więcej możliwości i różnych scenariuszy swoich zachowań w odpowiedzi na zachowanie kobiet. Co więcej, pokładam się ze śmiechu słuchając wymyślonych przez niego na poczekaniu odpowiedzi na poszczególne reakcje dziewczyn.

Ruszamy na parkiet. Gdy dostrzegam dziewczynę uśmiechającą się do mnie, zgodnie z instrukcjami Andy’ego, bez chwili zastanowienia, chwytam ją za rękę i wciągam w taneczny wir. Sieć zarzucona. Czuje się niczym Patrick Swayze w tanecznym hicie lat 80-tych, kontroluję sytuację a moja partnerka zgodnie podąża we wskazanym przeze mnie kierunku w rytm gorącego, latynoskiego przeboju. Próbuję z nią rozmawiać w tańcu. Na szczęście muzyka jest naprawdę głośna, więc po chwili udaję, że nic nie słyszę i „sprowadzam” ją z parkietu. Kolejny mały krok na drodze do sukcesu … moja pierwsza „izolacja”. Tu niestety kończy się bajka Dziewczyna nie wytrzymuje długo, szybko się nudzi i odchodzi, ale i tak z Andym uznajemy to za sukces. To w końcu pierwsza izolacja

 

Zabawa trwa dalej, kolejne podejścia i kolejne próby. Nawet nie zauważyłem, kiedy minęły te godziny w klubie. Andy daje znać, że czas kończyć na dziś. Zbieramy się już do wyjścia, gdy Andy zauważa dziewczynę, z którą wcześniej się bawiłem. Obok niej dwóch gości, najwyraźniej próbujących ją poderwać. Andy każe mi do niej podejść, zignorować „adoratorów” i spróbować zdobyć numer (tzw. NC – number close). Pomyślałem, że to tylko żart. Nie dość, że jest ich dwóch, to każdy z nich przewyższa mnie, co najmniej o głowę, co – powiedzmy sobie szczerze – nie ułatwia i tak już nie łatwego zadania. Po kilku minutowej dyskusji (a raczej moich cichych protestów i ciągłego powtarzania przez Andy’ego tego samego słowa: „IDZIESZ”), podejmuje wyzwanie. To, co tu napiszę w większości pochodzi z relacji Andy’ego, który jak zwykle, uważnie obserwował moje zmagania. Ja sam byłem przerażony na tyle, że niewiele pamiętam z całej tej sytuacji… Podchodzę. Pierwszy z konkurentów stoi dokładnie naprzeciwko niej, drugi tuż obok. Bez żadnego ostrzeżenia, wślizguję się pomiędzy rozbawioną trójkę. Całuję w policzek (dziewczynę oczywiście!!!!;-)) i zaczynam rozmowę, jawnie ignorując obecność obcych „osobników”. Po wszystkim, Andy powiedział mi, że gdy to zrobiłem goście odskoczyli od niej jak oparzeni. Nie wiem… byłem tak skupiony na celu, że zupełnie nie zwracałem na nich uwagiJ . Pamiętam tylko, że jeden z nich poprosił mnie o podanie drinka, który stał na barze, o który opierała się Marzena, (bo tak miała na imię). Podałem i przestałem zwracać na nich uwagę.

Gdy wróciłem do domu nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Ostatni wieczór był pełen emocji i nowych doznań. Przeżywałem każdą rozmowę, myśląc o tym, co powiedziałem a co powinienem powiedzieć. Zasnąłem z trudem. Jutro powtórkaJ.

 

Następnego dnia spotykamy się w samo południe. Omawiamy ostatni wieczór. Andy wskazuje błędy i opisuje jak powinienem się zachować w poszczególnych sytuacjach, z którymi zderzyłem się poprzedniego dnia. Jestem totalnie rozluźniony. Na tyle, że zamawiając kolejną kawę zaczynam sobie żartować z dziewczyną obsługującą nasz stolik, co uwierz mi, nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Z reguły wpatrywałem się w menu i nie podnosiłem wzroku na kelnerkę, nie wspominając nawet o luźnej konwersacji o znamionach flirtu. Przechodzimy do tematu "Sztuka uwodzenia słowami".

Po kolejnej porcji teorii wbijanej mi do głowy przez Andy’ego, idziemy coś zjeść i ruszamy na podbój centrum handlowego. Wchodzimy do kolejnych sklepów i w każdym z nich dostaję nowe zadanie do wykonania. Idzie mi różnie. Czasem lepiej, czasem gorzej. Najbardziej utkwiło mi w głowie zadanie, w którym ostatecznie miałem zaprosić dziewczynę mnie obsługującą na randkę. Samo wyartykułowanie zaproszenia nie było oczywiście celem samym w sobie. Wynik pomyślny oznaczał zaakceptowanie zaproszenia przez stronę zapraszaną. Samo zadanie, składało się z kilku części. Wykonywałem jedną z nich, ale nie byłem w stanie kontynuować ze zdenerwowania i wychodziłem ze sklepu. Andy nie przyjmował do wiadomości mojej rezygnacji. Bez cienia litości kazał mi wracać do środka i kontynuować. Postawiony pod ścianą, wracałem do sklepu i dzielnie realizowałem kolejną część. Niestety, przed następną znowu dostawałem pietra i wychodziłem, tylko po to żeby wrócić i wykonać następną część, po krótkiej, lecz stanowczej rozmowie z moim trenerem (Andy cierpliwie wysłuchiwał moich obaw i obiekcji, udzielał rad a na koniec rzucał magiczne słowo: „IDZIESZ”J). Skończyło się tym, że dziewczyna obiecała, że do następnej soboty zerwie ze swoim chłopakiem i pójdziemy na kawę J.

W końcu po wyczerpującej (mnie) ilości podejść nadchodzi 18sta i rozchodzimy się do domów. Spotkamy się wieczorem.

 

Tym razem wybieramy inny klub. Tym razem Andy jest w towarzystwie jednego ze swoich byłych kursantów. Siadamy i rozmawiamy ( nie trudno się domyśleć, o czymJ ). Impreza się rozkręca. Niczym w typowej dyscyplinie sportu, najpierw mała rozgrzewka ( rundka po klubie ) i zaczynamy prawdziwą zabawę. Mam okazję zobaczyć w akcji byłego kursanta Andy’ego, który już po chwili zaczyna flirtować z naprawdę – jakby to powiedział mój dziadek – „gładkimi niewiastami”. Ja też tak chcęJ . Moja kolei. Zaliczam kolejne podejścia. Każde trudniejsze od poprzedniego, ponieważ tym razem, każdą rozmowę zaczynam narzuconą mi sentencją – tak żeby nie było za łatwoJ . Gdy tylko Andy widzi, że sobie poradziłem z tekstem otwierającym (otwieraczem), który mi podsunął, wymyśla następny jeszcze cięższy.

Jeśli chodzi o ten wieczór, muszę się przyznać do największej poniesionej do tej pory porażki. Andy rzucił otwieraczem, którego miałem użyć, a Grzesiek (były kursant) wskazał dwie dziewczyny, do których miałem podejść. Zgodnie z tym, co mówił Andy, cel był źle dobrany do otwieracza (były między innymi pijane), chociaż było w tym też sporo mojej winy. W każdym bądź razie efekt był taki, że spełnił się mój najgorszy koszmar. Zostałem spoliczkowany przez kobietę. Tak … KOBIETA MNIE BIJE!!! Na dodatek publicznie. Nie uderzyła mocno i naszczęście z otwartej jej kolekcja pierścionków przypominała damski kastetJ . Chciała po prostu jakoś zareagować i tylko to jej przyszło do głowy (była nieźle pijana). Tak, więc przeszedłem do historii, jako pierwszy student akademii uwodzenia spoliczkowany w trakcie kursuJ. Do dziś Andy żartuje, że jeśli kiedyś zobaczycie gościa policzkowanego w klubie, to na pewno jest to Mario J.

 

Wieczór podsumuję jednak innym zdarzeniem. Przed tym kursem przeczytałem tony książek i artykułów związanych z uwodzeniem, które jasno wskazywały na pewną cechę kobiet. Andy również podkreślał ten fakt wiele razy. Ale dopóki samemu się tego nie sprawdzi, to trudno uwierzyć (przynajmniej ja tak mam). Mianowicie, kobiety są niesamowitymi obserwatorami i widzą wszystko, co się wokół nich dzieje. Bez przesady !! Też tak sobie myślałeś? Ja tak myślałem.

Sytuacja dzieje się w którymś z kolejno odwiedzanych klubów. Nasza trójka stoi raźno przy barze, zanosząc się co chwila śmiechem. W końcu Andy, z oczywistym przesłaniem wskazuje mi dwu-set (czytaj: parę dziewczyn). Podchodzę, więc i recytuję zlecony mi otwieracz. Jak każdy otwieracz Andy’ego, jest naprawdę odjechany. Udało mi się rozbawić dziewczyny, zanim jeszcze skończyłem referowanie mojego otwieracza. Po kilku minutach rozmowy, jedna z nich powiedziała: „Ale ty jesteś trzeźwy!”. „Tak” – odpowiedziałem, udając zdziwionego. „Ale my Cię widziałyśmy przed chwilą. Stałeś po drugiej stronie sali z kolegami. Byliście mocno rozbawieni i wyglądaliście na kompletnie pijanych”. Nie pamiętam, co odpowiedziałem. Najważniejsze jest, że sytuacja ta uświadomiła mi, że kobiety rzeczywiście widzą wszystko…

 

Następny dzień. Standardowo, zaczynamy od omówienia poprzedniego wieczoru. Nie obyło się oczywiście bez dogłębnej analizy aktu spoliczkowaniaJ . Kolejna porcja teorii i ruszamy wąskimi alejkami galerii handlowej. Znowu jestem strofowany za postawę (garbienie się, zaplatanie rąk (pozycja zamknięta – niedopuszczalna), ale coraz częściej sam dostrzegam błędy i koryguję je na bieżąco. Kolejne otwarcia. Jedno z nich szczególnie utkwiło mi w pamięci z racji nietypowej reakcji moich „ofiar”. Podszedłem do dwóch dziewczyn (lub jak to się mówi w społeczności otworzyłem dwu-set) z jakimś dziwnym otwieraczem dotyczącym mody – temat jakby nie patrzeć nie tuzinkowyJ . Dziewczyny były przyjaźnie nastawione, więc nasza „modna” rozmowa zataczała coraz szersze kręgi w temacie, odległym z natury większości mężczyzn. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że moje rozmówczynie podejrzliwe rozglądają się wokół siebie. Powód ich dziwnego zachowania był dla mnie totalnym zaskoczeniem. Okazało się, bowiem, że owe dzierlatki uznały mnie za „tajnego” reportera programu telewizyjnego lub też innego redaktora pisma branżowego. Trudno ich było przekonać, że chciałem po prostu pogadać z nimi o modzie … a może było ich nie wyprowadzać z błędu ?J .

 

Trzeci, ostatni już wieczór w klubach. Andy ostrzegł mnie, że dziś będziemy (znaczy się ja) otwierali bardziej bezpośrednio, co przykuło mocno moją uwagę, bo myślałem, że otwieracze z poprzedniego wieczoru były tymi „bardziej bezpośrednimi”. Tematy związane z seksem, domami publicznymi, trójkątami i tak dalej. Sama śmietanka tematów, od których można rozpocząć rozmowę z przypadkowo spotkaną kobietą. Tym razem, silna motywacja by podchodzić tylko do tych dziewczyn bez pierścionków – na wypadek gdyby któraś nie wiedziała jak się uderza z otwartejJ . Wchodzę niemal chory do klubu. Mam ochotę wymiotować na samą myśl o tym, co mnie czeka. Niestety, mój trener zupełnie nie reaguje na mniej lub bardziej udawane zasłabnięcia. Jeden z pierwszych otwieraczy i setów, który dostaję do wykonania. Muszę podejść do trzy-setu i spytać czy nie zechciałyby mnie związać krawatem, który mam na sobie… W pełnym stresie, powtarzając w myślach otwieracz, który miałem do wykonania, zagapiłem się i przez przypadek nadepnąłem na stopę jednej z dziewczyn, do których miałem zagadać. Zanim zdążyłem się odezwać, usłyszałem, że mogę sobie już dać spokój i lepiej żebym się już nie odzywałJ. Takie życie.

 

Kolejne poszły już lepiej. Tego wieczoru podejść było kilkadziesiąt. Andy nie pozwalał mi odpocząć ani chwili. Gdy tylko kończyłem rozmawiać z jedną dziewczyną, dostawałem 5 minut na rozpoczęcie rozmowy, czy tańca z następną. Szczerze mówiąc nie pamiętam, o czym dokładnie z nimi rozmawiałem. Doskonale pamiętam za to uczucia, które temu towarzyszyły. Ekscytacja, fantastyczna zabawa. Pamiętam, że bawiłem się przez chwilę z „wieczorem panieńskim” próbując między innymi przekonać pannę młodą, że „nie warto”J.

To jest naprawdę zgrubny opis tego, co się wydarzyło przez te 3 dni z Andym. Żeby opisać każdy sukces i porażkę musiałbym … poświęcić o wiele więcej czasu. Mojego i TwojegoJ . To, co napisałem opisuje największe porażki i sukcesy tych dni. Nauczyłem się naprawdę wiele. Nabrałem pewności siebie i przekonałem się, że nie takie kobiety straszne, gdy się już wie, jak do nich podejśćJ

 
Nowe życie

 

Te trzy dni dały mi gigantycznie dużo. Oczekiwałem zmiany. Włożyłem w nią ogromny wysiłek, wykonałem każde zadanie, nawet takie, po których dostawałem skurczy żołądka …. ale opłaciło się. To szkolenie dało mi stabilny fundament, na którym przez ostatnie kilka miesięcy budowałem nową, rzec by można „ulepszoną” wersję siebie samego. Hehe oczywiście „lepszy” to pojęcie względne. Kilka razy w ciągu ostatnich miesięcy usłyszałem, że jestem okropny i bezczelny. Ale najlepsze jest to, że kobiety, które mi to mówiły z reguły nie odchodziły tylko zostawały przy mnie. Mocno się uśmiałem, gdy po raz pierwszy usłyszałem od kobiety poznanej kilka godzin wcześniej, że „..nie wie, czemu mi na to wszystko pozwala. Przecież cały czas obrażam...”(Bez przesady to było tylko kilka negów;-)). I tak należy przywołać z dawna znaną prawdę, że kobiety bywają z tymi „miłymi”, ale kochają tych „niegrzecznych”J.

 

Już pierwsza noc po szkoleniu była fantastyczna. Z nowym podejściem i umiejętnościami (Andy podpowiedział mi także kilka nowych, ciekawych technik seksualnych) spotkałem się z dziewczyną, którą znałem już od pewnego czasu. Pierwsze chwile mojego zdecydowanego i pewnego siebie zachowania ją zaskoczyły i chyba wyprowadziły z równowagi, … ale nie przeszkodziło jej to chwilę później zaciągnąć mnie do łóżka. Seks był zdecydowanie najlepszy z tych wszystkich, które były wcześniej. Tej nocy jeszcze kilka razy powiedziała mi jak bardzo mnie nie….lubi.

          
Zmieniło się moje zachowanie zarówno prywatnie jak i w pracy (nagle więcej kobiet ze mną rozmawia i uśmiecha się do mnie). Poza tym zmienił się mój wygląd zewnętrzny, a to również ma duże znaczenie, o czym dowiedziałem się właśnie w pracy. W mojej firmie, nie mamy żadnej ostrej polityki dotyczącej ubioru, noszę, więc tam różne dodatki przyciągające wzrok. Między innymi pasek z dużą klamrą. Pamiętam, gdy po jednym ze służbowych spotkań, usłyszałem od jednej z koleżanek: „Wiesz, ja naprawdę próbowałam być profesjonalna, ale przy tej klamrze trudno jest nie patrzeć w „te” okolice:-).

 

Wypady do klubów weszły mi już w krew. Teraz nie jestem jedynie biernym obserwatorem. Idę się dobrze bawić i poznawać nowe ciekawe osobyJ.

W jednym z moich ulubionych klubów w stolicy poznałem Agatę. Świetnie się nam rozmawiało, tańczyło … a nawet więcej. Gdy odprowadziłem ją do domu, niestety nie zaprosiła mnie do środka – tzw. problem „współlokatorki”. Byliśmy jednak tak nakręceni, że przeszliśmy się do pobliskiego parku… nie żeby uprawiać seks ( było za zimnoJ ), ale też było fajnie ;-). Kułem jednak żelazo póki gorące i następnego dnia umówiony pukałem już do jej drzwi. Tym razem w mieszkaniu nie było współlokatorki, i mogliśmy spędzić czas naprawdę miło :-). Gdy jakiś czas później leżeliśmy zmęczeni w łóżku i rozmawialiśmy powiedziała (twierdziła), że gdy sobie przypomina, co wyprawialiśmy to ogarnia ją przerażenie, bo normalnie tak się nie zachowuje ...:-). Osobiście odebrałem to, jaki bardzo miły komplementJ.

 

Kasia poznana w innym klubie, to równie fajna historia. Po obiecującym początku miałem wrażenie, że tracę jej zainteresowanie. Nagle, zainteresowanie wróciło i to zdecydowanie mocniej. Fantastycznie się razem bawiliśmy, a na koniec wylądowałem w jej mieszkaniu. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, co odmieniło całą sytuację. Zwróciła mi uwagę na coś, co powiedziałem, a co sprawiło, że pomyślała: „ktoś, kto jest tak pewny siebie musi być warty poznania”. Wyryłem sobie to zdanie i wypróbowałem kilka razy, działa fantastycznie. Nie zdradzę Ci tego, co to jest, bo stało się to częścią moich, rutynek, ale potwierdza jedno. Pewność siebie może zdziałać cuda:-).

W miedzy czasie na kursie tańca poznałem Asię.

Innej Kasi zaimponował fakt, że uczę się sztuk walki (nie powiedziałem, że dopiero od dwóch tygodni:-)). W każdym bądź razie mocno się zaprzyjaźniliśmy. Kasia, na co dzień mieszka we Francji, ale od czasu do czasu pojawia się w Polsce. Daje mi wcześniej znać, że przylatuje i proponuje spotkanie.

 

Chciałbym jeszcze napisać o Magdzie, Izie …. ale to nie jest opowiadanie erotyczne J.

 Czy po tym, co przeczytałeś, zdziwisz się, jeśli Ci powiem, że moje życie zmieniło się całkowicie niemal w każdej dziedzinie? I nie mam na myśli jedynie części dotyczącej relacji z kobietami. Jestem dużo śmielszy, (przez co też bardziej gadatliwy). Będąc w sklepie rozmawiam, żartuję sobie z ekspedientkami. Stojąc w kolejce, czy siedząc w autobusie rozmawiam z ludźmi stojącymi obok, przez co codzienne, nudne kiedyś zajęcia stają się często perfekcyjna okazją do nawiązania nowych znajomości.

Będąc na imprezie nie siedzę jak kiedyś cicho słuchając, co inni mają do powiedzenia. Aktywnie w niej uczestniczę i ostatnio udało mi się rozkręcić kilka dość nudnych imprez, na których byłem. Stałem się duszą towarzystwa.

To by podsumowywało w ogromny skrócie, jak moje życie zmieniło się po kursie. Teraz z pewnością nie jest nudne. Ostatnio siedziałem z kumplem (nie należy do społeczności, ale wiele o niej ode mnie słyszał) i opowiadałem, co się dokonało i jak nadal nad sobą pracuję, żeby zmieniać się jeszcze bardziej. Stwierdził z niespotykanie poważną miną, że to, co zrobiłem do tej pory jest ogromnym krokiem. Powiedział mi: ” w tym mieście są tysiące facetów, którzy by oddali dużo za fragment Twoich przeżyć z ostatnich kilku miesięcy”. Jak myślisz, ma rację ?

 

W dalszym ciągu pracuję nad sobą. Nie tylko po to, żeby skuteczniej uwodzić. Pracuje także nad szerzej pojętą komunikacją międzyludzką, aby skuteczniej realizować swoje plany zawodowe.

Obecnie mam masę nowych zajęć: sztuki walk, kursy tańca, skoki ze spadochronem. Zafascynowany hipnozą i ogólnie działaniem ludzkiego mózgu, pochłaniam książki na ten temat.

Otoczony grupką bardzo dobrych znajomych (część z nich należy do społeczności), po prostu żyję. No i kobiety, … które sprawiają, że żyję jeszcze bardziej.

 

Moje nowe motto: „Jutro jest nowy dzień i z całą pewnością będzie jeszcze lepszy od wczorajszego”.

 

Marcin D


Opinie uczestników

Patelnia

O tym, co się zmieniło po Praktyku Uwodzenia mógłbym naprawdę...

Paweł T.

  Pamiętam, jak byłem nastolatkiem jeszcze zanim wszedłem w dorosłe...

Manier

Zabierając się do pisania poniższego tekstu poczułem się nieco jak...

Majk 05

Zdecydowałem się odpowiedzieć na Twoją prośbę o opinię na temat...

Marcin D

Skoro czytasz ten tekst, to znaczy, że wiesz już o Społeczności i chcesz...

DAWID CHROMIEC

Pisząc ten tekst właśnie siedzie na delegacji w Gdyni, a moje myśli co...

Karol Skoczyński

A zaczęło się całkiem niewinnie ...Urodziłem się ? Nie to nie ta bajka....

Mariusz G

K…a mać !O co chodzi ! Po raz kolejny chciałem dobrze a wyszło...

Bartłomiej Bojar

Trafiłem do Akademii Uwodznenia oczywiście, aby poznać szkołę...

Mike

Do roku 2005 studiowałem dziennie w warszawie na kierunku pedagogika...

Marek F

Nigdy nie miałem większych problemów z laskami. Zawsze z imprezy...

Krystian K

Jako że 20-stka już na karku w pewnym momencie zacząłem się...

Paweł R.

Hej Andy, tak jak powiedziałem napisze opinie z perspektywy czasu, jaki...

DżejDżej

  Co zmieniła Akademia Uwodzenia w moim życiu hm. Zacznę może...

Bartłomiej Sikora

  Właśnie mija rocznica. Dokładnie rok temu, w styczniu 2009 roku...